piątek, 7 stycznia 2011

rosół

Czy jest coś lepszego niż domowy rosół? To oczywiście pytanie retoryczne! Wiadomo, że nie ma i już. Rosół to absolutna kuchenna podstawa i tanie źródło obiadu na kilka dni. A jego właściwości lecznicze znane są są od dawna. Jak wieść gminna niesie, rosół dla Napoleona gotowano z całego wołu. Płyn redukowano tak długo aż została niewielka filiżanka - "naparstek". Możemy sobie tylko wyobrażać jak esencjonalny był to płyn - nikogo z nas dziś już raczej nie będzie stać na taką kulinarną rozpustę.

Oddawaj mój rosół!!!!
Ja rosół gotuję według zaleceń mojej babci: z kilograma mięsa wołowego - pręgi i szpondra (i oczywiście włoszczyzny). Ważna wskazówka - żeby pozbyć się nieapetycznych szumowin należy mięso zalać zimną wodą i zagotować, po czym wodę wylać, mięso opłukać, a garnek umyć. Tak obgotowane mięso jeszcze raz zalewamy wodą i przystępujemy do właściwego gotowania. Szumowin już nie będzie.

 
Są różne szkoły podawania. Z makaronem, z ryżem (sic!), z lanymi kluseczkami, z kaszą krakowską ciętą w kostkę. Ja preferuję czysty bulion uzupełniony warzywami i mięsem z gotowania. Tworzy to na talerzu ładną geometryczną kompozycję. Polski rosół w japońskim stylu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz